Wiesz co łączy gumę do żucia, wypełnienie w zębie, który leczyłeś kanałowo, piłkę golfową, kable elektryczne u Twojej babci oraz częściowo ustniki papierosa oraz saksofonów? Łączy je trzmielina brodawkowata.
No w sumie nie ona tylko gutaperka, którą się z niej.. zbiera? Wyciska? Nie mam pojęcia. Gutaperka to taka wydzielina jak kauczuk naturalny, z tą różnicą, że jest mniej elastyczna. Gdzieś spotkałem się nawet z określeniem, że to taki naturalny plastik, bo cząsteczki gutaperki składają się reszt C5 w ilości kilkuset na cząsteczkę, więc to polimer. Skąd o tym wiem? Doczytałem na ten temat gdy czytałem o pozyskiwaniu kalafonii i terpentyny z sosen. Nie każdy może dzisiaj kojarzyć te substancje, bo nie są to dziś powszechne środki (przynajmniej nie tak jak jeszcze 30 lat temu). Terpentyna to ciecz, a poznać ją prosto po bardzo mocnym i rozpoznawalnym zapachu. Łatwo się pali więc, zanim jeszcze Ignacy Łukasiewicz wymyślił światu lampę naftową, wykorzystywano terpentynę do oświetlenia. Nawet obiegową nazwę miała adekwatną, bo nazywano ją olejem wielorybim dla ubogich, choć to była jej raczej uboczna funkcja – terpentyna rozpuszcza tłuszcze, parafiny, żywice i inne substancje organiczne, to nią rozpuszczano farby, lakiery i lak. Jednocześnie, terpentyna nie jest rozpuszczalna dobrze w wodzie, więc impregnowano nią drewno, podłogi i obuwie (jak masz przed oczami widok swojej babci szurającej na ścierce po woskowanej podłodze oraz ten ostry zapach to znaczy, że pamiętasz terpentynę). Najfajniejsza cecha terpentyny to jej udział w fałszywych lekach. Terpentyna wcierana w skórę powoduje jej przekrwienia, co sprytni szarlatani na całym świecie wykorzystywali w różnego magicznych olejkach leczniczych. Wszak jednego odmówić tym specyfikom nie szło – faktycznie „czuć było, że działa”. Oczywiście – normalni medycy też znaleźli dla niej zastosowanie, ale to już na oddzielną historię.
Kalafonia jest substancją którą ludzie mojego rocznika również kojarzą z dzieciństwa, w szczególności gdy tata miał lutownicę. Kryształek kalafonii wrzucało się do denaturatu lub acetonu, a po jego rozpuszczeniu – smarowało się nim obwód drukowany co ułatwiało lutowanie, a przy okazji zabezpieczało to płytkę drukowaną jak lakier. Kalafonia wygląda trochę jak bursztyn. Jest krucha, bardzo łamliwa, szklista, łatwo-topliwa, półprzezroczysta i ma barwę od żółtej poprzez ciemnoczerwoną aż do ciemnobrązowej. Kalafonia jest też bardzo lepka, co wykorzystywano tam gdzie potrzeba przyczepności. Kalafonią smarowało się włosie instrumentów smyczkowych by lepiej trzymały się struny. Baletnice smarowały nim swoje butki, by lepiej trzymały się podłoża. Szczypiorniści smarowali nim dłonie, by piłka przypadkiem nie wypadła. Kalafonię dodaje się prócz tego do różnych farb, lakierów, mydeł gum, laków i innych substancji, by nadać im przyczepność.
Obie te substancje uzyskuje się z żywicy sosny. Sosnę trzeba skaleczyć, bo ich żywica jest zarazem wypełniaczem uszkodzenia. Żywica znajduje się w specjalnych przestrzeniach międzykomórkowych lub przewodach żywicznych, a wytwarzana jest przez otaczające je komórki wydzielnicze. U sosny przewody żywiczne są liczne, długie, biegną wzdłuż pnia i konarów, ponadto połączone są przewodami poprzecznymi, wskutek czego z miejsca uszkodzonego wypływają duże ilości żywicy przez długi czas. Kiedyś wrzucałem zdjęcia z parków w USA, gdzie dziury zrobione przez kornika zalane były żywicą. Tak właśnie krwawią drzewa.
W Polsce, aby pozyskać terpentynę i kalafonię z Sosny, nacinano korę. W osłonięty pień wbijano na kilka centymetrów dwie metalowe listwy w kształt litery „V” (przypominającej kocie wąsy). Żywica sosnowa spływała tymi listwami do przybitego gwoździem wiaderka. Z czasem rana zasychała i przestała produkować żywicę. Ranę zabezpieczano nakładając różne herbicydy i fungicydy, bo to miejsce, skąd może się zacząć infekcja. Żywicę pozyskaną w taki sposób roztapiano w kadziach w niskiej temperaturze, a następnie destylowano. Skroplony alkohol to terpentyna. Ta lepka maź, która została na dnie, gdy spadnie temperatura wykrystalizuje w cukierek, który nazywa się kalafonią.
Dlaczego o tym piszę? Bo żywice to ciekawy temat, a teraz jest akurat moment na to, by zebrać oskołę, czyli sok z brzozy. Zbiera się ją bardzo podobnie, bo wbijasz się metalową rurką na 4 cm wgłąb drzewa i podstawiasz słoik. Brzoza o średnicy 30cm jest w stanie oddać Ci do 15l soku w ten sposób, trzeba jednak to robić zanim wspomniana wypuści liście. W przeciwieństwie do pozyskiwania żywicy z sosny, jeżeli załatwiamy temat zanim pojawią się liście, to dojenie drzewa nie ma na niego negatywnego wpływu. Odbieranie oskoły później może je jednak już osłabiać. Samą oskołę za to można żłopać prosto po odbiorze. Można też myć nią głowę, bo działa lepiej niż odżywka dla skóry i włosów. Ma tylko jedną wadę – jest dostępna bez masakrowania drzewa głównie na przełomie marca i kwietnia.
Przy okazji żywic nie sposób nie wspomnieć o czystku. To taki krzew, który daje ladanum. Ladanum w przemyśle perfumeryjnym ma ogromne znaczenie, bo to zamiennik dla ambry. Ma przyjemny charakterystyczny zapach i od tysięcy lat był wykorzystywany w kadzidłach. Dodaje się go też do papierosów. Najbardziej egzotyczna w ladanum swego czasu była metoda jego pozyskiwania. Pozyskiwano ją kiedyś z jedzących go brody kóz . Pryskając się drogimi perfumami pamiętaj, że zamiast zbierać na plażach niestrawność kaszalota ktoś dla tego, żebyś ładnie pachniał musiał czesać kozie brody.
No.. to jakby się ktoś teraz pytał jak ten bałagan w mojej głowie działa, to właśnie jakoś tak. Po prostu soku z brzozy mi się zachciało i gdy zacząłem szukać informacji przy okazji dowiedziałem się czegoś pokrewnego. Co więcej, mam ochotę gdzieś posadzić trzmielinę brodawkowatą, bo jak popatrzysz na to zdjęcie, to kwiatostany wyglądają trochę jak bajkowe owady.
Trzeba kolorować ten ponury świat, choćby i gutaperką.