Uwielbiam te początki stycznia każdego roku. W ciągu pierwszych dwóch tygodni dzwoni do mnie grono osób, z którymi się nie słyszałem od stycznia roku poprzedniego, żeby zamienić mniej lub bardziej kurtuazyjnie kilka słów i podsumować co ciekawego wydarzyło się w naszym życiu przez ostatnie miesiące. To szczere, bardzo barwne rozmowy mające w sobie coś wyjątkowo urokliwego, bo pomimo tego, że porozchodziły się nam te drogi strasznie i każdy ma swoje własne problemy, to mimo wszystko czujemy gdzieś ten imperatyw kategoryczny, by przynajmniej raz w roku się usłyszeć i powiedzieć tej drugiej osobie, że nadal ma jakieś ważne miejsce w naszym życiu. No sztos. Nawet jak nikt do Ciebie nie dzwoni przez te pierwsze dwa tygodnie spróbuj zadzwonić sam. Serio. Fajna sprawa
W tym roku jak zaczynam rozmawiać od razu zaznaczam, żebyśmy spróbowali nie mówić o pandemii, bo to już nudne i oklepane. Miałem nadzieję, że omijając ten wątek w rozmowach wyjdą nam rzeczy, które naprawdę miały wartość lub co tak naprawdę ważnego się w naszym życiu wydarzyło. Byłem podekscytowany przez pierwsze dwa telefony, przy trzecim wiedziałem już, że kasując ze słownika słowo pandemia zamieniłem je nieświadomie na „kryzys” albo zapaść gospodarcza. Można wręcz zanucić sobie tutaj Bjork z poczatku Jogi – „All these accidents that happen follow the dot”.
To niestety bardzo prawdziwe. O ile w ubiegłym roku najczęściej wymawianym słowem była pandemia, tak w 2021 będziemy przez wszystkie przypadki odmieniali słowo kryzys. Takie przynajmniej mam wrażenie po tych kilku rozmowach. Jak jest źle to oczywiście trzeba poszukać winnych. Jakiś braci starszych w wierze albo innych czarownic.. i tak płyną te rozmowy po kablu zazwyczaj aż dopłyną do punktu jak niżej
-‘I’ve worked two jobs since I’ve been 17 years old and I think it’s a disgrace that these people are sitting on their fat arses, they are spending their dole checks on alcohol and cigarettes. It’s a disgrace”
-’you’re missing the point. They’re spending it on alcohol and cigarettes which are highly taxable goods. The country’s getting it back. These people are reinvesting. They are heroes in this mess. It’s not poor people spending, it’s fucking rich people saving, that’s the problem.
-‘you’re kiddin’, right?’
-‘no, quoting’
-‘quoting who?’
-‘Kevin Bridges. A standup maker from Scottland. When I’m looking at the public debt after pandemia, he seems to be the master of economy’
-‘Did he says something smart enough for our times?’
-’yep’
-’what?’
-’to reduce the deficit we should invade the place where all of those billionaire psychos putting their taxes, for example the Cayman Islands or Cyprus. Those banks, their governments – they tell us, that as if the money is irretrievable’
-’and?’
-’Lets invade this countries and get this money back. What the fuck this Islands gonna do about it?’
Pośmialiśmy się chwilę w ramach rozładowania po czym popatrzyliśmy na siebie już trochę bardziej poważnie. No.. w sumie to się tak musi skończyć, skoro na koniec pierwszego kwartału 2020 dług światowy wyniósł 258 bilionów dolarów. Jest jeszcze druga opcja, że prawdą okażą się pogłoski, iż światowy reset gospodarczy będzie oznaczał dla nas CBDC, gospodarkę publiczno – korporacyjną oraz konta dla wszystkich jej niewolników w bankach centralnych.
Jakkolwiek by nie było żyjmy, bo jutro może być już na to za późno. Dużo dobrej, wysokooktanowej serotoniny nam wszystkim – tego nam na ten nowy rok wszystkim życzę 🙂