Rzeczą typową dla demokracji jest walka poglądów i idei. Gdy sprawa, o którą walczy jedna ze stron nie daje szansy na wypracowanie konsensusu z przeciwnikiem, sfrustrowana strona często zaostrza dyskurs walki politycznej (o metodzie opisanej naukowo pisałem więcej tutaj). Sposobów jest wiele – ten najbardziej niedostrzegalny dla obywateli to redefinicja pojęć czy zawłaszczanie języka debaty. Dziś odbywa się to przede wszystkim poprzez aktywne i opiniotwórcze media, ale jeszcze 100 lat temu, gdy informacja nie była tak szeroko dostępna, batalie prowadzone były głównie na terenie sądów, które przy prawie opartym na precedensie prócz interpretacji ustaw mają prawo kształtowania prawa i jego interpretacji. Doskonałym przykładem takiego działania była sprawa sądowa, która przeszła do historii pod nazwą “United States v. Miller”. Została ona dość szczegółowo opisana przez Briana Frye’a, profesora prawa na Uniwersytecie w Kentucky, w fascynującej monografii „Dziwna Historia procesu Stany Zjednoczone przeciwko Millerowi„.
Jackson “Jack” Miller gangsterką karierę zaczynał jako uzależniony od hazardu, pospolity złodziej. Zakończył ją z tytułem rządowego informatora. W dokumentach policji pojawił się pierwszy raz na początku lat dwudziestych gdy spowodował śmierć stenotypisty sądowego. Jako wykidajło zbyt mocno przejął się swoją pracą usuwając pijanego z baru. Zrobił to na tyle brutalnie, że wspomniany stenotypista sądowy opuścił bar ze zgruchotaną szczęką, w którą po tygodniu wdało się zakażenie i sepsa. Miller dobrowolnie zgłosił się na komisariat, ale długo nie posiedział: niemal natychmiast wpłacił kaucję i opuścił areszt.
W 1934 roku trafił do gangu O’Malleya, który podejmował się w tym czasie najbardziej zuchwałych skoków w przedwojennej historii zorganizowanej przestępczości w Ameryce. Nazwa gangu może być myląca, bo nadali ją dziennikarze po nieudanej próbie porwania, którą zaplanował Leo O’Malley, szeregowy członek drużyny. Na czele grupy stali wtedy Dewey Gilmore, Daniel Heady „Wytworny Dan” oraz George Leonard „Shock” Short. Panowie poznali się w trakcie odsiadki w stanowym zakładzie karnym w Missouri. Miller został zwerbowany przez jednego z nich, ale jedynie w charakterze czujki i kierowcy.
Już po dołączeniu Millera do gangu grupa napadła na najstarszy bank w stanie Arkansas Fayetteville – McElroy Bank and Trust, oraz chwilę później niemal równocześnie na dwa kolejne banki w Oklahomie – Okemah National Bank i First National Bank of Okemah. Napad w Oklahomie to jeden z niewielu podwójnych skoków w historii Ameryki zwieńczonych pełnym sukcesem, bo nikogo nie udało się złapać. Miller w poszukiwaniu miejsca, gdzie będzie można przeczekać moment, gdy wszystko ucichnie, powrócił do rodzinnej mieściny,ale ciężko było mu udawać praworządnego obywatela. Napadł z paroma kumplami stację benzynową, czym przykuł uwagę lokalnego szeryfa.
Grupa O’Malley’a wróciła do banków w maju 1934 roku przy okazji skoku na City National Bank of Fort Smith w Arkansas. Napad się nie udał, bo policji udało się złapać jednego z członków gangu, który od razu na wstępnym posiedzeniu wsypał Gilmore’a. Gilmore zdradził miejsce pobytu O’Malleya i “Wytwornego Dana”. Short wpadł niecały tydzień później w okolicach Galen w Missouri. W ten sposób cała kompania znalazła się w areszcie pod kuratelą FBI. Kluczem do całej grupy okazał się Miller, którego FBI również namierzyło . Ten, z racji pośledniej funkcji w gangu oraz niezadowolenia z podziału łupów, przyznał się do udziału w napadach ślubując jednocześnie gotowość do zeznawania przeciwko swoim byłym wspólnikom. Obrońca w zamian za jego zeznania i wolę współpracy wynegocjował z sądem oczyszczenie z zarzutów. Tym sposobem, gdy cała grupa oczekiwała na wyrok, Miller cieszył się wolnością i mógł spokojnie udać się do domu.
Historia gangu O’Malleya miała jeszcze swoją krótką kontynuację związaną z ucieczką, pościgiem oraz wymierzonymi w końcu wyrokami od 25 do 99 lat więzienia, lecz historia ta ominęła Millera. Ten prowadził już nową „firmę”, tym razem z niejakim Laytonem. Nim zdążyli na serio się rozkręcić na drodze stanął im Nowy Ład zaprowadzony przez administrację Rooseveleta. Złapani zostali za rzecz kuriozalną – aresztowała ich drogówka za pogwałcenie przepisów NFA dotyczących posiadania i przewożenia broni objętej federalnymi restrykcjami. Prokurator generalny, Clinton R. Barry, z Zachodniego Dystryktu Arkansas doskonale pamiętał Millera z okresu, kiedy ten napadał na banki z ludźmi O’Malleya. Uczestniczył też we wszystkich rozprawach przysłuchując się jego zeznaniom, nie będzie przesady w stwierdzeniu, że sędzia wręcz palił się do tego, by wspomóc rząd w udowodnieniu mu winy. W czerwcu 1938r Miller i Layton zostali oskarżeni o transport niezarejestrowanej i nieopodatkowanej strzelby krótkolufowej. Obydwaj panowie przyznali się do winy, nie wiedząc jeszcze, iż wkrótce staną się przedmiotem poważnej rozgrywki politycznej. Ku zaskoczeniu wszystkich, sędzia Ragon, który doprowadził wcześniej do skazania gangu O’Malleya, zignorował ich akt skruchy i wyznaczył im obrońcę z urzędu, Paula E. Gutensohna. Miller i Layton, mając już pewność, że sprawa nie zakończy się na upomnieniu, pod wpływem adwokata oraz z powodu odrzucenia ich aktu skruchy zaczęli kontestować zarzuty. Gutensohn stworzył narrację, w której obaj Panowie stwierdzili przed sądem brak dostatecznych dowodów przestępstwa, oraz, zakwestionowali konstytucyjność NFA (National Firearms Act)w kontekście Drugiej i Dziesiątej Poprawki. Sędzia Ragon wydał opinię prawną podtrzymującą sprzeciw oskarżonych i poddającą w wątpliwość merytoryczne aspekty stawianych zarzutów. Zgodził się ponadto, że NFA godzi w integralność Drugiej Poprawki. W efekcie Miller i Layton, przy pomocy sędziego wyszli na wolność, a sprawa znalazła swoją kontynuację poziom wyżej, gdyż rząd federalny potrzebował apelacji do Sądu Najwyższego i precedensu głoszącego, iż reglamentacji broni palnej nie narusza Drugiej Poprawki.
Gdy kurtyna opadła wszyscy zrozumieli, że sprawa sądowa, przeprowadzona jakby nie patrzeć w majestacie obowiązujących ustaw, była typową ustawką. W nagrodę za poprowadzenie Millera i Laytona w pożądanym przez władze federalne kierunku, gubernator zainstalował Paula E. Guthensona w fotelu stanowego senatora, żeby dokończył kadencję w miejsce zmarłego poprzednika. Sam sędzia Ragon nigdy nie miał żadnych złudzeń co do konstytucyjnego charakteru restrykcji na broń. Wiele wskazuje, że działał w porozumieniu z administracją rządową w celu wykreowania idealnego “test case”. Zanim zajął stanowisko sędziego, spędził dziesięć lat w Kongresie z ramienia Partii Demokratycznej. Był także bliskim znajomym Roosevelta oraz pomagał przepychać “New Deal” przez Kongresową Komisję Budżetową. Jako deputowany głośno lobbował za regulacjami zaostrzającymi dostęp cywilów do broni palnej; w 1924 roku przedłożył projekt uchwały zabraniający importowania broni do Stanów Zjednoczonych oraz popierał zakaz wysyłania broni krótkiej pocztą, który ostatecznie wszedł w życie trzy lata później. Oficjalnie mówił: „Chcę, żeby było jasne: jednoznacznie sprzeciwiam się idei, że osoba może posiadać i nosić przy sobie pistolet. Jeśli naprawdę potrzebujesz broni do obrony domu, wystarczy ci strzelba. Pistolet to narzędzie używane nie w celach defensywnych, lecz z intencją zabijania.”
NFA była ukoronowaniem Rooseveltowskiego “Nowego Ładu”. Już na starcie wzbudzała jednak niemałe kontrowersje – zwłaszcza horrendalny podatek związany z posiadaniem broni, który w praktyce eliminował 95 proc. prywatnych nabywców. Rząd potrzebował czegoś, co uciszyłoby lamenty krytyków, a Miller nadawał się do tej roli idealnie. Ragon wiedział, że jest on średnio rozgarniętym kapusiem z wyostrzonym instynktem przetrwania, bez przeszkód da się go wmanipulować w sprawę i nie będzie sprawiał problemów. Gutensohn też był posłuszny i znał swoje miejsce w szeregu. Z racji obiecanego stanowiska nie budził obaw, że nagle obrona zacznie mącić wodę. Wszystko było zapięte na ostatni guzik i przygotowane pod pokazowy proces.
30 czerwca 1939 roku wniesiono apelację w sprawie Millera do SN. Do artykulacji stanowiska rządowego oddelegowano anonima z Biura Radcy Generalnego USA. W notatce służbowej, sporządzonej na okoliczność przesłuchania, można przeczytać, że Druga Poprawka dotyczy nie indywidualnego prawa przysługującego ludziom, lecz prawa kolektywnego przynależnego milicji, tj. jednostkom uformowanym na potrzeby państwa do ochrony porządku publicznego, w tym instytucji rządu. Ponadto Druga Poprawka gwarantuje prawo do posiadania i noszenia broni używanej przez milicje, nie zaś “broni gangsterów”. Warto w tym miejscu wrócić do początku artykułu, gdzie szczegółowo opisywałem filozofię reprezentowaną przez poglądy Locke’a przy Karcie Praw („Rząd jest wynikiem umowy społecznej. Jeżeli nie spełnia swych funkcji zgodnie z wolą ogółu, ogół ma prawo obalić go siła”). Po przeciwległym froncie sali sądowej nie było nikogo, kto mógłby rzeczowo argumentować przeciwko NFA, dlatego też 15 maja 1939 roku szacowne gremium przewodniczących Sądu Najwyższego jednogłośnie wydało werdykt: „Interpretujemy Drugą Poprawkę jako związaną ze służbą w milicji i nie jesteśmy w stanie stwierdzić, by krótkolufowe strzelby miały jakiekolwiek zastosowanie w takiej służbie.”
Uzasadnienie wyroku zapisano na dziewięciu stronach maszynopisu, w którym wyjaśniono że, (1) „NFA nie reguluje tylko nakłada podatek”, (2) „NFA nie zabrania posiadania i nabywania broni objętych restrykcjami, a jedynie wymaga ich rejestracji”, (3) „Kongres ma prawo opodatkować określone typy broni palnej”. Najważniejszym wnioskiem jednak było to, iż (4) „Strzelby krótkolufowe, karabiny krótkolufowe, obrzynki etc. nie są bronią używaną w milicji”, więc Druga Poprawka jako klauzula ustanawiająca zręby formacji milicyjnych dotyczy wyłącznie konstrukcji, z których korzystają członkowie tej organizacji.
Sąd Najwyższy miał banalnie proste zadanie: obrona nie istniała. Ba, nikt nie pofatygował się nawet na salę rozpraw, żeby przedstawić tak oczywiste dowody jak choćby fakt, iż krótkolufowe strzelby były powszechnie używane przez Amerykanów w okopach wielu wojen, w tym podczas wojny secesyjnej. W ten sposób przez amerykańską maszynę legislacyjną potwierdzona została konstytucyjność pierwszej federalnej antybroniowej regulacji przeforsowanych przez administrację Roosevelta oraz zaprzyjaźnionych z nim sędziów.
W pewnym sensie budzi uśmiech fakt, że ta sama administracja dwa lata później wprowadziła narodowy dzień Karty Praw Stanów Zjednoczonych. Na datę święta wybrano dzień, w którym kartę tą ratyfikował stan Wirginia pozwalając ludziom posiadać broń. Gdy świętowano ten dzień po raz pierwszy, USA były od 8 dni w stanie wojny. Flota pacyficzna w ogromnej części leżała na dnie zatoki Pearl Harbour wyspy O’ahu, a w USA panowała powszechna panika dotycząca potencjalnego desantu wojsk Japonii na zachodnie wybrzeże. Amerykanie nie tylko masowo zamykali w obozach internowania osoby wywodzące się z Azji, ale również gromadzili broń, by przygotować się na walkę partyzancką – dokładnie tak, jak zaplanowali to w Konstytucji ojcowie narodu. Nikt już nie zastanawiał się wtedy, dlaczego Sąd Najwyższy chwilę wcześniej uznał, że strzelby i karabiny krótkolufowe oraz obrzyny nie mogą służyć w milicji. Zbierano wszystko, w co tylko można było zapakować proch i kulę, nie ryzykując eksplozją nadwyrężonej czasem broni.