Jest taka romantyczna i epicka piosenka zespołu pieśni i tańca Bolt Thrower, w której pojawia się tekst, który ja bardzo ale to bardzo sobie cenię. Tak bardzo, że noszę go na dwóch ulubionych t-shirt’ach i wręcz byłbym go w stanie sobie wygrawerować na nagrobku.
„In defeat triumphant
In the face of massed adversity
In a world of compromise
Some don’t.”
No tak mnie wychowało to patriarchalne społeczeństwo. W Warszawie uczy tego każdy zachowany na Powiślu podziurawiony mur – nic nie poradzę. Boso, ale w ostrogach, najwyżej będą mówić na mój widok „gloria victis”, ale podśmiechujek, jak się potknę i zęby wybiję, nie będzie. Bo przecież „bez zębów nadal krzywdę zrobić może”. Fakt, może. Nie musi, ale może.
Ale mam też jakieś wyjątki w dziedzinie stosowania tej zasady braku kompromisiów.
Są w życiu ludzie, z którymi się po prostu nie walczy. Ani na argumenty, ani styl życia, ani w sposobie myślenia. Siedzisz i szukasz z nimi tego zgniłego kompromisu rysując czasami zębami posadzkę i nie robisz tego dlatego, że nagle doznałeś oświecenia na własnej drodze, ale po prostu życie z pokonaną pod masowym ostrzałem argumentów, dywanowym nalotem słowotoku czy w końcu rozstrzelaną Twoim pseudoracjonalizmem, partnerką czy żoną pod jednym dachem to po prostu kiepski pomysł. Żaden psychicznie zdrowy człowiek nie chce mieć / żyć / kochać przegranej partnerki / partnera. Brało się przecież zwycięzcę, nie ofiarę ze schroniska. Poza tym jedna przegrana bitwa to jeszcze nie klęska w wojnie. Zaraz dostaniesz przy kolejnej dyskusji taki strzał, że sędzia będzie Cię liczył na deskach w dwóch turach, do dwudziestu. A w planach przecież jest, że idziemy razem do przodu i jakoś się trzeba, przynajmniej w teorii, tych parę tysięcy razy się jeszcze razem obudzić.
O benefitach zweryfikowania własnego toku rozumowania nawet tu nie wspominam. Ruppert Scheldrake w jednym ze swoich wykładów użył określenia „intelektualny zamek fazowy” na określenie tego, jak naukowcy ulegają dogmatom naukowym i jak zamykają się na tak podstawową dla człowieka funkcje, jak ciekawość, falsyfikowanie własnych przekonań, chęć zrozumienia i zadawanie pytań. Naukowcy to także ludzie, tylko trochę tacy bardziej naumieni w jednej konkretnej dziedzinie. Intelektualny zamek fazowy jest za to błędem typowo ludzkim. Nie pytamy, nie rozumiemy, jesteśmy zbyt leniwi, żeby sprawdzić samego siebie. Ale zaorać kogoś? Pakuj bombki na samolot. „No compromise!”. Grzeszyć tym Judgemental Speaking w końcu jest tak błogo, c’nie?
Powiedziałem dziś kumplowi, który potrzebował się wygadać, że trzeba być strasznie miękką fają, żeby swoją werbalną bezkompromisowość i ciężar argumentów udowadniać sobie w domu. O zwykłą rozmowę chodzi, żeby zrozumieć sposób myślenia drugiej osoby, której coś tam nie ryksztosuje i szuka przestrzeni by poprawić tą pogarszającą się w związku egzystencję. Gdy się tego nie potrafi zawsze przecież można wyjść, zamknąć drzwi za sobą i powiedzieć donośne „uff”. Bo i po co sobie robić dalej krzywdę wspólną niewygodą.
Chyba już nie mam kolegi.
Ale nie żałuję.
Jesień idzie, sezon rozwodów.