Kończę porządkować szpargały w mieszkaniu po montażu kuchni. Po sukcesywnym odchudzaniu majątku pozostało mi niewiele rzeczy, które mają jakąś wartość sentymentalną. Sentymenty kosztują czas, pieniądze i przede wszystkim zajmują miejsce. Całe życie i tak noszę w głowie – to najbezpieczeniejsze miejsce do przechowywania czegokolwiek.
Rozpakowywałem po raz kolejny książki. Z namaszczeniem czyściłem każdą
obwolutę z kurzu zaglądając do środka. Wśród nich na półce znajdziesz
nie tylko moje chore pasje, które nadają sobie kierunek w historii
filozofii Tatarkiewicza, ale także potężny kawałek mechaniki kwantowej,
religioznawstwa, fantastyki czy w końcu anglojęzycznych bryków o
zielonym kapitalizmie, leadershipie czy konceptualnym blockbustingu. No
jest tego trochę w każdym razie. To jedyne sentymenta, których nie
pozwalam też dotykać byle komu, bo wymaszerowało mi kilka książek z
biblioteki i nikt już nie wie, gdzie są. Są tu książki pradziadka, babci
i jakieś moje wybrane pozycje, w których się zatapiam, gdy dochodzę do
wniosku, że oszukali mnie Ci wszyscy życiowi coach’e tłumaczący jak
świat jest piękny i poukładany. Przez nich mam kilka opasłych tomiszczy z
biografiami. Hitler, Goebbels, Himler, Mussolini, Stalin. Chciałem
zrozumieć jak się udało w normalnych i pięknych krajach dopuścić tego
typu ludzi do władzy. Każda z tych książek zaczyna się o opowieści o
małym chłopcu. Takim łobuziaku albo pierdole podwórkowej, którą koledzy
zgodnie z zasadami męskiego darwinizmu cisnęli na podwórku. Dalej już
tylko ciekawe studium naszej ludzkiej bezwładności, tumiwisizmu oraz co
gorsza obojętności demokratycznej większości na rzeczywistość.
Robiąc porządki znalazłem coś jeszcze. To jeden z pierwszych powodów,
dla których poczułem się obywatelem. W 1997r prezydent Kwaśniewski
rozesłał do wszystkich Polaków projekt konstytucji. Pomimo tego, że od
tego momentu minęły 22 lata nadal tę chwilę doskonale pamiętam oraz
jestem dumny, że brałem wtedy udział w głosowaniu. Żałuję tylko, że
budząc się w Polsce XXIw, która jest członkiem UE, NATO oraz zalicza
nieustający wzrost gospodarczy jedna rzecz się nie zmieniła. To coś, co
uderza mnie w przypadku tego małego pożółkłego zeszytu – załączone do
niego ulotki, które kolportowane były między innymi przez Solidarność,
Społeczny Komitet Ratowania Polski czy aktualnie profesora doktora
habilitowanego Piotra Jaroszyńskiego.
I smutne to, i na swój
sposób ciekawe, że po 20 latach, gdy zaczęło się nam wszystkim lepiej
powodzić, zaczęliśmy jeździć szerszymi i szybszymi drogami oraz
dogoniliśmy w wielu dziedzinach Europę za jej własne pieniądze,
wybraliśmy do parlamentu ludzi, którzy przez ten cały czas powtarzają
dokładnie te same bzdury. Dzięki tej lekturze rozumiem nadzieję i
determinację antyszczepionkowców, płaskoziemców, partii Razem oraz
jeszcze kilku innych egzotycznych bytów żyjących w rzeczywistości
równoległej, że ich czas kiedyś nadejdzie. Najwyraźniej każdej głupocie
ludzkiej trzeba tylko wystarczająco dużo czasu i cierpliwości w
powtarzaniu kłamstw, by stały się w oczach ludzi prawdą.
Zabawne.
Kilka tysięcy lat cywilizacji, loty w kosmos, antybiotyki, auta
elektryczne, kontrolowana fuzja jąder atomu, a my do dziś nie wiemy jak
walczyć z kłamstwem, choć mamy namacalne dowody kto się nim posługuje.
p.s. Niniejszego posta nie sponsorował Reichsjägermeister, choć to trochę dla mnie zabawne, że dla większości autorów tych ulotek popijanie „Göring-Schnaps“ przy obecnej konstytucji RP byłoby jawnym dowodem na to skąd się wzięły moje blond włosy i niebieskie oczy.