Stoimy w środku lasu. Przed nami niekończący się korek aut zajmujących równolegle dwa pasy.
– ‘chyba coś się musiało wydarzyć’ – przerwała ciszę Mirka.
-‘ wg mapy to jedyna droga od tej strony do parku. Tyle dobrze, że mimo wszystko trochę jedziemy.’
Korek jest na tyle zdyscyplinowany, że mógłbym zdjąć nogę z hamulca i pozwolić, by auto toczyło się samo z prędkością wymuszoną przez minimalne obroty silnika. Po prawo jakiś krzak zatrząsł się nienaturalnie, a zza niego głowę wystawiła dorodna łania.
-‘widziałaś?’
Mirka zamarła w bezruchu po czym niczym rasowy myśliwy wyciągnęła
telefon i bez słowa zaczęła robić kolejne zdjęcia. Po wystrzelanej serii
energicznie odwróciła się do mnie i ściszonym głosem wyszeptała.
-‘ej.. ale ona się wcale nie boi i to przy autostradzie’
-‘nie no, to nie jest autostrada, tylko droga dojazdowa do parku. Patrz, tam kawałek dalej są bramki’
-‘taka szeroka droga do parku?’ – Mirka patrzyła na mnie z niedowierzaniem – ‘Dziwni są Ci amerykanie’
-‘To ogromny park. Wyobraź sobie, że ktoś po najbliższych wyborach w
Polsce podejmuje decyzję i wysiedla wszystkich z województwa
świętokrzyskiego i robi tam park narodowy. Już? No to teraz pomyśl
sobie, że Yellowstone jest niewiele mniejsze od tej naszej
Szkieletczyzny. No i jest najstarszym parkiem narodowym na świecie. –
uśmiechnąłem się do niej. Zza klempy wypezło młode, prawdopodobnie
tegoroczny miot i z wolna przeżuwało liście jakiejś lokalnej brzozy,
która próbowała dogonić górujące nad nią świerki.
Kilka metrów
dalej strażniczka parku w wieku zdecydowanie popoborowym przebrana za
skauta powitała mnie uśmiechem ze swojej dziupli.
-‘jednorazowy?’
– ‘nie, dzięki. Mamy kartę’ – odwzajemniłem uśmiech wręczając
plastykową przepustkę do wszystkich parków narodowych w USA. Koszt rzędu
100$ zwraca się zazwyczaj już przy czwartym parku. Daje spokój i prosi
się o zachowanie w portfelu na dużo dłużej niż mogłaby wskazywać jego
przydatność liczona od pierwszego odbicia się od bramek.
-‘Masz ciekawy akcent. Czy nie będziesz miał nic przeciwko, jeżeli spytam skąd jesteście?’
-‘Absolutnie nie mam nic przeciwko. Polska. Jestem szoferem tej Pani w podróży’
-‘A dokąd ta Pani podróżuje?’
-‘a wożę ją od widoku do widoku, żeby pokazać jej przed emeryturą ile fajnych rzeczy jeszcze można zobaczyć’
Pani Skaut wychyliła się zza okienka, popatrzyła badawczo na Mirkę i
spytała prezentując w uśmiechu zdecydowanie zbyt proste zęby.
-‘Gdzieś ty tego męża znalazła?’
Mirka popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem, wszak dopiero od kilku dni trenowała używanie zwrotów okolicznościowych pokroju ‘thank you’ tudzież ‘bye’. Fakt tego, że pytanie zaadresowane było jednak bezpośrednio do niej wywołał ją do tablicy na tyle skutecznie, by odczuwała presję udzielenia odpowiedzi.
– ‘I’m her son, not husband’ – dopowiedziałem z uśmiechem po czym syknąłem do Mirki -’dawaj dokumenty. Podobno szukają seryjnego zabójcy, który podróżuje z matką’
-‘My god, why I bore only daughters?’ – wykrzyknęła.
-‘Do I hear that you have some pretty ladies onboard?’
-‘Pure american honeys, but I’m not handing over them to just anyone. You have to earn it’
-‘This way you are pushing them into spinsterhood, madame’
-’I know, but I don’t really care about them. From now I care for MY
retirement only’ – zrobiła groźną minę po czym oboje zaczęliśmy się
głośno śmiać. W lusterku za mną kierowca auta na blachach z Minnesoty
zaczął się mościć nerwowo w fotelu więc strażniczka uniosła się z fotela
i zaczęła zbierać wszystkie foldery o parku, które miała w zasięgu
ręki. Podała mi je po chwili z uśmiechem.
-‘ formułkę musze
zachować, więc proszę Cię w imieniu władz parku – zachowaj prędkość,
zatrzymuj się tylko w wyznaczonych miejscach. Nie podchodź do dzikich
zwierząt, bo mogą być niebezpieczne i uważaj gdyby przekraczały drogę.
Jakbyś musiał zostać na noc w aucie zamknij okna i drzwi. Mamy tu trochę
drapieżników’.
-‘Dzięki, spokojnej zmiany’
Spojrzała przed siebie na korek i przewróciła oczami.
-‘Dzięki, bawcie się dobrze’ – wychyliła się jeszcze ostatni raz przez
okienko zerkając na Mirkę –‘ bye girl! Have a great time with your son’
-‘thank you, bye!’ – odkrzyknęła Mirka z wnętrza auta z prawie nienagannym akcentem. Na pewno lepszym niż mój. W ręku trzymała paszport. Przejechaliśmy jeszcze kilka metrów rozglądając się po okolicy w ciszy.
-‘ze mnie się tak nabijaliście?- spytała mnie w końcu
moja własna Matka tonem podejrzewającym popełnienie przeze mnie co
najmniej zbrodni na ludzkości.
-‘wnuki Ci organizowałem, ale to może wymagać dodatkowych konsultacji, bo teściowa wysoko postawiła poprzeczkę’
-‘bardzo śmieszne. Wiesz jakie to wkurzające, jak jesteś w obcym kraju i nie rozumiesz ani słowa?’
Przypomniałem sobie, kiedy pierwszy raz zdałem sobie sprawę stojąc na Heathrow w Londynie i próbując kupić bilet do metra, że cała ta nauka języka angielskiego przez lata liceum była jak krew w piach. I jakie to było wkurzające.
-’Ja Ci tego trochę zazdroszczę’ – dodałem po chwili milczenia -’Może gdybym miał mniej okazji do rozmowy z tubylcami, bardziej myślałbym o domu. Tu zaczynam o nim zapominać’.
Przed nami droga wiła się serpentyną przy potoku Yellowstone, prawym dopływie Missouri. Gdzieś, tysiące mil dalej wspólnie zasilą w wodę Missisipi – najdłuższą rzekę Ameryki Północnej, choć to miano Missisipi zawdzięczać będzie po wsze czasy temu dłuższemu od samej siebie, dopływowi.