„Szepczę | Biegnę | Nic nie goni mnie | Więc na oślep, na oślep | Pędzę | Od siebie uciec chcę | Coraz szybciej, szybciej”
Trochę jak w tekście piosenki Dąbrowskiej powyżej, gonię przed siebie szukając tego miejsca, które odkłamie mi bałagan w głowie. Uczyni jakiś przebłysk lub będzie pionową ścianą, do której dotrę i z hukiem się na niej zatrzymam. Skałą ulepioną z morskich osadów, w której się przejrzę i zrozumiem, że to wszystko wkoło jest tylko iluzją. Próbuję nachalnie wkomponować się w tą rzeczywistość, przesuwać granicę swoich możliwości adaptacji oraz testować na wszelkie możliwe sposoby jak jeszcze mi daleko do tego, by zacząć się tu czuć jak u siebie. Nucę jeszcze raz ten sam refren pod nosem. Biegnę / Nic nie goni mnie / Więc na oślep, na oślep / Pędzę / Od siebie uciec chcę / Coraz szybciej, szybciej.
Od czasu do czasu tylko spoglądam w lusterka za sobą, czy aby na pewno nikt mnie nie goni. Bo to przecież nie może być legalne.
A mówili mi znajomi, że wszyscy wyjeżdżamy na urlop, by się zatrzymać.
W głowie niebezpiecznie fermentuje myśl, którą zaczynam się upijać. Mam wrażenie, że uciekam przed goniącą mnie formą do ciasta. Wklejałem się w nią latami edukacji, pracy zawodowej czy też mozolnie budowanej pozycji. Tu, nie znając absolutnie nikogo, będąc zupełnie anonimowym Panem Nikt po raz pierwszy przestaję mieć wrażenie, że bez tej formy rozmienię się na drobne lub rozpłaszczę niczym amoeba nibynóżkami próbująca rozpaczliwie pełzać gdzieś jeszcze, choć kawałek przed siebie.
Wolność. To uczucie się chyba tak nazywa. Można ulepić się raz jeszcze, na nowo. Wykorzystując wszystkie zebrane doświadczenia.
Mam wrażenie, że śladem polskiej emigracji lat 80, na pytanie potencjalnego pracodawcy czy jestem ślusarzem, za garść waszyngtonów mógłbym skłamać, że jestem nim z dziada pradziada, a matka urodziła mnie w bólach na tokarce. Że w przedszkolu byłem na profilu technicznym „obróbka skrawaniem na zimno”, a co roku pod choinkę dostawałem od mało postępowych dziadków kowadło. Każdego roku większe. Choć dziś nie mam jeszcze bladego pojęcia przy jakiej ilości obrotów ustawia się tokarkę dla aluminium (wiem tylko, że to cholerstwo jest miękkie i trzeba uważać, żeby z tokarki nie wystrzeliło w wyniku odkształceń) na pewno bym sobie poradził. Podpatrzyłbym najwyżej u sąsiada na warsztacie albo doczytał na telefonie w toalecie. Przez resztę życia obrabiałbym skrawaniem elementy aluminium albo robił inną rzecz, o której nie mam zielonego pojęcia. Na pewno bym się tu odnalazł.
Ameryka upija umysł mnogością możliwości, w których ku własnemu zaskoczeniu potrafisz się przejrzeć bez zażenowania. Trzeba tu często zerkać na siebie, by wiedzieć, że jeszcze nie przemieniła nas do reszty.