Pogaduchy po kablu transatlantyckim z koleżanką ze wschodniego wybrzeża. Mamy dość intensywne te rozmowy ostatnio, z różnych i to głównie biznesowych powodów. Chociaż nie zarabiamy razem pieniędzy pomagamy sobie dość skutecznie w obecnych aktywnościach. Zostawiliśmy sobie też dużo miejsca na prywatę przez co szczerze D. polubiłem. Podobno ze wzajemnością. Dała mi to zresztą z mężem dość skutecznie odczuć i cenię to sobie wysoko. Supersymetria, jak twierdzą fizycy, jest w końcu podstawą naszego wszechświata.
Zabawnym, w kontekście powyższego w szczególności, widzę fakt, że po prawie roku współpracy nadal zdarza się nam to drugie czymś zaskoczyć. Z dużą radochą obserwuję jak zderzają się nam te dwa różne światopoglądowo światy z trzaskiem. Nie iskrzy. Jedynie w powietrzu zawisa zaskoczenie i chwila ciszy. Lubię ten moment, gdy po chwili zdziwienia pojawia się chęć zrozumienia, czemu po drugiej stronie kabla ktoś myśli tak, a nie inaczej. Lub dlaczego coś takiego w ogóle powiedział. Kiedyś tu pisałem o szacunku dla cudzych poglądów i wolności – bardzo to lubię, gdy mam świadomość, że po drugiej stronie miast wiadra pomyj zderzę się co najwyżej z ciekawością. Wiem. Biada mi, jeżeli zabraknie mi argumentów lub pod naporem logicznej argumentacji nie wywieszę białej flagi, ale to, że myślę samodzielnie jest już dla kogoś samo w sobie wartością. Konfrontowanie się z cudzym zdaniem – szansą. Merytoryczna dyskusja – częścią życiowego fun’u oraz sposobu na odnajdowanie odpowiedzi na pytania kardynalne.
Życie. Byleby nuda nas nie schrupała gdy impregnujemy się na resztę świata swoim jedynie słusznym i utwierdzonym środowiskowo światopoglądem. Czasami mam wrażenie, że taką misję powinny mieć media wszelakie. Te niusowe w szczególności. By wyrywać tych ludzi z kokonów jakie tworzą nam fejsbuki, twittery oraz inne instagramy, w których można widzieć tylko to, co chcemy i co mieści się w naszej wizji świata doskonałego.
-’serio myślisz, że w XXIw stawianie jakiś murów lub zasiek jest w stanie rozwiązać jakikolwiek problem?’ – D. patrzy na mnie tak przenikliwym wzrokiem zza okularów, że zaczynam się obawiać, czy szybka iPada nie pęknie za chwilę od napięcia, które zupełnie przypadkiem wygenerowało nam przypadkowe zejście z rozmowy czysto biznesowej na, uchowajboże, politykę. D. wygląda już trochę jak kobra królewska zainteresowana pląsającym na linie szczurem. Słyszę jak porządkuje sobie te wszystkie argumenty w głowie, żeby za chwilę przypuścić bezlitosny atak argumentacją, która wyrwie mnie, w jej postępowej ocenie, z rąk skrajnej prawicy.
-’nie powiedziałem, że to cokolwiek rozwiąże. Stwierdziłem tylko, że to głupie, że pozwala się na krytykowanie tego pomysłu Trumpa ludziom, którzy mieszkają w większości na zamkniętych osiedlach. To przecież czysta hipokryzja, czyż nie?’ – uśmiechnąłem się pogodnie.
Parę lat temu usłyszałem bardzo mądre zdanie, że model B2B zasadniczo się skończył. Dobiła go trzęsąca się w posadach, z powodu wojen handlowych Wujka Trumpa, globalizacja. Biznes wrócił do chwili, gdzie główny model funkcjonujący na rynku to H2H. Bo biznes swój kodeks postępowania i etykę opiera na przychodach, a jednostkowemu człowiekowi w obecnym świecie można jeszcze zaufać. Żeby jednak ufać, trzeba go wcześniej dobrze poznać. Po co więc bać się mówić o tym co się myśli? Każdy z nas nosi w sobie wszechświat, którym się można zachwycić.
Trzeba tylko troszkę chcieć.