60 tysięcy ludzi żyjących gdzieś na dalekiej północy. Ludzi odmiennych genetycznie od reszty Skandynawów, nie uznających granic pomiędzy Norwegią, Szwecją, Finlandią czy Rosją (mają zresztą do tego pełne prawo, bo biegają po tych terenach od ostatniego zlodowacenia). Nadal posługują się rdzennym językiem. Dbają o własną kulturę wynikającą z trzech głównych aktywności – rybołówstwa, myślistwa oraz hodowli reniferów. Zawierucha cywilizacji ominęła ich szerokim łukiem. Z racji tego, że przez cały ten czas pędzili koczowniczy tryb życia nie postawili żadnej piramidy, bo do niczego nie była im potrzebna. Poza tym to niepraktyczne i głupio byłoby taką piramidę tachać ze sobą. Przez ostatnie 12 tysięcy lat starczał im szaman, garść animistycznych wierzeń kultywowanych do dziś i silna świadomość odmienności własnej kultury. Barwnej, ciekawej, rozśpiewanej joik’iem.
Za oknem pogoda dziś rozpieszczała wszystkich. Fajnie było, no nie? To wyobraź sobie, że tak wyglądałaby duża część Twojego lata. Czekałbyś na nie przez długie miesiące, choć w Twojej krainie tak jak na całym świecie byłyby tylko cztery pory roku. Miałyby tylko inne nazwy – czerwiec, lipiec, sierpień i zima. Trzy miesiące, żeby się zakochać, najeść, naładować ciepłem słońca akumulatory i przygotować na kolejne 9 miesięcy. Mimo wszystko to podobno bardzo szczęśliwi ludzie.
Wczoraj był dzień ludu Saami, których na potrzeby naszych połamanych cywilizacją języków nazwaliśmy Lapończykami. Aż sobie dziś z tego powodu zapuszczę film Kukułka z 2002r, który w piękny sposób pokazuje jak bardzo odlecieliśmy od tego co normalne i ważne. Oraz jak prosto się zrozumieć, kiedy się nawet bardzo między sobą różnimy. Trzeba ten film tylko oglądać bez lektora, najlepiej z napisami.
A jak ktoś chciałby zobaczyć jak lapończycy składają nuty, to niżej jest niezła referencja. Mają podobno na pisanie muzyki dużo czasu. Noc długa, coś trzeba przecież z nią zrobić