Gerard J. M. van den Aardweg, holenderski psychiatra stwierdził, że: „Pokora jest warunkiem uzyskania dojrzałości duchowej oraz psychicznej”.
Uczę się tej pokory całe życie i czasami idzie mi to wyjątkowo ciężko. Nauczyłem się pokory wobec ludzi, którzy dali mi kiedyś szansę. Pokory wobec tych, którzy mnie czegoś nauczyli oraz tych, którzy najęli mnie do zrobienia określonego zadania. Wczoraj, dziś, być może też i jutro. Pokory wobec oceny faktów, bo te często trafiają do mnie zniekształcone przez innych albo obarczone są ograniczeniami mojego aparatu poznawczego. Pokory wobec czasu, który weryfikuje to wszystko co powyżej. W sumie jest to proste. To niesłuchanie swoich ślepych, często nieuzasadnionych emocji.
Czasami bawi mnie to, że do słowa pokora powstało kilkadziesiąt antonimów. Na tyle sposobów umiemy nazwać to, jak bardzo nam tej pokory w innych brakuje. Sama ich lektura już uczy. Brzmi też to co najmniej jak globalny problem, z którym nikt nie walczy.
Z pokorą przeczytałem dziś maila z inkubatora startup’ów w USA, z którego przedstawicielami po szybkiej wymianie wiadomości zdążyłem rozmawiać dziś już dwukrotnie. Takie niby nic. Coś jak zajęcia z native speaker’em, który ma do Ciebie interes i dzwoni na swój koszt. Normalnie super.
Nie oznacza to dla mnie w żadnym wypadku zmiany miejsca pracy. Raczej fajne nowe możliwości, o których nawet nie marzyłem, także w tym miejscu oraz pośrednio dla tej organizacji. Piszę o tym, bo clue tego posta uderzyło mnie w tej rozmowie chyba najbardziej. Ta ich pokora i wzajemny szacunek do cudzego zdania. Taki poziom dojrzałości, której często mi brakuje w najbliższym otoczeniu. O polityce małej i dużej, przez którą wszyscy tutaj dziczejemy, nawet w tym miejscu nie wspomnę. Jest ostatnią rzeczą, którą chciałbym się jeszcze kiedykolwiek i gdziekolwiek brudzić.
Z pokorą powinienem podziękować dziś Witkowi Jankowskiemu, który spędził kupę czasu na uczeniu młodego szczawia jak się nie zabić ciśnieniem na zaworach tryskaczówki czy źle zaizolowanych kablach na rozdzielni. Także bardzo wielu innym, o których już tu kilkukrotnie pisałem i jedyny wspólny mianownik jaki między nimi znalazłem, to to, że byli lub są zwykłymi ludźmi, którzy znaleźli się dla mnie we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Cieszę się, że ich miałem oraz cały czas odnajduję. Żałuję, że nie mogę się nimi, z niektórymi, podzielić. Nie byli nigdy moją własnością, którą mógłbym swobodnie zarządzać. Zresztą, pokora by mi pewnie na rządzenie nimi (i przede wszystkim za nich) nie pozwoliła. Nigdy mi to też do szczęścia w życiu jakoś szczególnie nie było potrzebne.
Dziwię się i współczuję ludziom, którzy mają inaczej. Ich widać pokory jeszcze nikt nie nauczył. Ani tego, że czasami warto pamiętać o wysokości swojej szarży.