Zamówiłem pizzę. Rozliczam się z zaznajomionym gościem z DaGrasso na klatce, bo domofon nie działa w mieszkaniu remontowy lej po bombie. Po schodach gramoli się sąsiad. Z sąsiadką. Sąsiad z parteru, sąsiadka mieszka piętro niżej ode mnie, ale nie bezpośrednio. Zajrzeli spytać, czy mi sieczka-techniawa nie przeszkadza. Na pytanie „jasne, że nie, a gdzie będzie ta impreza?” stwierdzili, że właśnie nie wiedzą, ale oni nie z zaproszeniem. Szukaja sąsiada z przeciwka, co mi się sprowadził z tydzień temu, bo się w tym Gomułce muza niesie jak cholera.
Krótka wymiana zdań na temat akustyki, zasłyszanego pożycia intymnego sąsiadów i dyskusji o tym jak się ogląda trzy kanały TV na raz, w tym jeden u siebie, a resztę u sąsiadów. Fakt, chata jest bardzo transparentna dla wszelkich dźwięków. Akurat trafiła się krótka przerwa w secie DJskim tudzież sąsiad zorientował się, że ktoś, kto chwilę temu dzwonił do drzwi, gada mu teraz pod drzwiami i warto posłuchać. Otwierają się drzwi, za nimi osobnik na oko ~30. Z twarzy podobny zupełnie do każdego. Światło kiepskie, w oczach trudno dostrzec czy to błysk inteligencji czy tęsknota za rozumem. Postawa zdecydowanie asertywna, zaczynają latać jakieś teksty na temat ciszy nocnej, co to się jeszcze nie zaczęła. Grupka sąsiadów zaczyna naskakiwać na siebie wzajemnie próbując ustalić od ilu dB przebiega granica ich tolerancji tudzież potrzeb. Sąsiad idzie w zaparte, bo jego dom to jego twierdza i muza musi być. Pękam dopiero jak lokalna awantura dociera do argumentacji z ustawy o ochronie środowiska, zanieczyszczeniu hałasem i zamykaniem się z hałasem na własnej działce (temat fascynujący, ale na dobry artykuł branżowy, a nie historyjkę sąsiedzką).
– Panie, a nie hałasuje Panu coś w mieszkaniu po nocy? – pytam lekko rozbawiony.
– Nie, Pana to w ogóle nie słychać.
– Ja nie o siebie pytam, tylko o sąsiadkę, co tu była przed Panem –
odpowiadam z uśmiechem – bo ona ciągle narzekała, że u niej straszy coś w
mieszkaniu. Kadzidełka, ksiądz, jacyś szamani z grzechotkami. Cyrki
były.
– nnno nnie.. Chyba nie. A co się z nią stało? – sąsiad odpowiada lekko zbity z tropu.
– nie mam pojęcia. Policja prowadziła dochodzenie, bo ją rodzina ją po
miesiącu znalazła. Pewnie ją poprzedniczka zastraszyła do końca –
odpowiadam starając się zachować powagę.
– poprzedniczka? – włącza się w naszą wymianę zdań sąsiadka
– poprzedniczka się utopiła. Po pijaku wpadła głową do wanny. Rodzina
też za dobrego kontaktu z nią nie miała, więc trochę czasu zajęło zanim
się wszyscy zorientowali. Miła babka, ale wszyscy ją mieli za wariatkę,
bo mówiła, ze coś u niej gada w mieszkaniu – odpowiadam starając się
zachować resztki powagi. Sąsiad juz i tak ma twarz bladą jak młynarz w
środku sezonu.
– Przepraszam, że tak pytam o te głosy, ale ciekaw byłem, bo niby mieszkamy na ruinach getta, może Pana też coś straszy w tym mieszkaniu i zagłuszanie to dobry sposób – odpowiadam z uśmiechem, po czym zawijam się z pizzą tłumacząc, że głodny jestem jak wilk, a mi tu owca stygnie.
Dla ścisłości:
* Historia sąsiadek prawdziwa
* Młodzian z przeciwka w mieszkaniu komunalnym wyłączył techniawę. Pewnie słucha.
* Korci mnie, żeby poszurać albo co.
Tak, wiem. Wredny jestem, ale nie lubię gdy ktoś myśli tylko o czubku swojego nosa..